Rejon Mikołajowic był w średniowieczu jednym z głównych ośrodków górniczych na Dolnym Śląsku. Odkryte w okolicy złoża złota umożliwiły przekształcenie wsi w niewielkie miasteczko. Tylko zdecydowany sprzeciw mieszczan z pobliskiej Legnicy zapobiegł powstaniu silniejszej konkurencji dla stolicy księstwa. Jednak już po kilkudziesięciu latach doszło do upadku tego „dolnośląskiego Klondike”. Dlaczego tak się stało? Złoża złota w tym rejonie były łatwo dostępne, jednak pomimo znacznej zawartości cennego kruszcu w skale nie były zbyt wielkie.
Złoża z rejonu Mikołajowic, Legnickiego Pola i Wądroża Wielkiego reprezentują dwa typy genetyczne. Złożem pierwotnym są żyły złotonośnego kwarcu. W mniejszych ilościach złoto występuje także jako składnik pierwotny w pirycie (siarczek żelaza) w gnejsach z Wądroża Wielkiego i jako mikroskopijne wtrącenia w łupkach metamorficznych. Powstałe podczas niszczenia przez erozję złotonośnych żył kwarcowych złoże wtórne ma charakter rozsypiskowy. Tworzą je piaski i żwiry pokrywające starsze podłoże zbudowane z twardych skał.
Złoto w okolicy Mikołajowic dostało się z głębi Ziemi głównie jako składnik żył kwarcowych, utworzonych przez gorące roztwory. W czasie, kiedy na tym obszarze po raz pierwszy zaczęły tworzyć się góry, ściskane i rozciągane skały pękały. Powstawały w nich głębokie szczeliny, którymi gorące, przesycone różnymi składnikami wody zaczęły przedostawać się ku powierzchni. W tych warunkach woda szybko stygła i zmniejszało się jej ciśnienie, dlatego też traciła rozpuszczone w niej substancje.
Mlecznobiałe kryształy kwarcu wypełniały pustki, a pomiędzy nimi pojawiały się inne składniki – siarczki metali i złoto. Dlatego do tej pory można znaleźć drobne ilości żółtego metalu w białych bloczkach kwarcu, zalegających na polach pomiędzy Legnickim Polem, Mikołajowicami i Wądrożem Wielkim. Odsłonięte na powierzchni Ziemi skały pod wpływem czynników atmosferycznych ulegały stopniowemu niszczeniu. Rozdrobniony podczas wietrzenia materiał ulegał sortowaniu. Cięższe składniki, a złoto było tu najcięższe, gromadziły się w niższych partiach. Pomagała w tym woda, która bardzo przyspieszała proces rozdziału zwietrzeliny na frakcje. Dawni górnicy także posiłkowali się wodą i główną część urobku uzyskiwali z przepłukiwania piasku i żwiru, który zalega na zwietrzałych skałach podłoża.
Na polach uprawnych trudno obecnie dostrzec ślady dawnych kopalń. Jednak na obszarach wyłączonych z uprawy – zakrzaczonych czy porośniętych przez niewysokie drzewa, gdzie powierzchni terenu nie wyrównywało wieloletnie zaorywanie, nawet niezbyt wprawne oko zauważy nienaturalne nierówności. Są to pozostałości po niewielkich, pionowych szybach, którymi dostawano się do najbogatszych w złoto partii osadu. Następnie wydobyty materiał przepłukiwano na miejscu lub przenoszono do pobliskiego potoku. W czasach przed powszechna melioracją było tu o wiele więcej cieków, teraz pozostało ich niewiele. Jedynie Wierzbiak, płynący na południe od Mikołajowic, wciąż może być miejscem pozyskiwania wody dla współczesnych poszukiwaczy złota.
Obecnie złoto znajdziemy w bloczkach białego kwarcu znajdowanych na tutejszych polach. Jednak by zdobyć widoczny gołym okiem okruszek, trzeba często rozbić nawet ponad 100 kwarcowych bloczków. Łatwiej natrafić na maleńkie ziarenko przy przepłukiwaniu osadu z dawnych hałd lub z warstw odsłoniętych przy pracach budowlanych. Ale i w tym przypadku nie można liczyć na szybkie wzbogacenie! Złoża zostały w znacznym stopniu wyeksploatowane już w średniowieczu. Późniejsze próby eksploatacji na większa skalę nie przynosiły efektów. Większe nagromadzenia złotego kruszcu mogą znajdować się wiele metrów pod powierzchnią terenu, gdzie górnikom i poszukiwaczom od średniowiecza do XX w przeszkadzał trudny do opanowania napływ wód gruntowych. Dlatego możemy być pewni, że tutejsze złoto wciąż jeszcze czeka na swoich odkrywców….